Na początku 2020 roku, zadłużenie Krakowa wynosiło jedynie 3 miliardy złotych. Od tego czasu sytuacja finansowa miasta zaczęła budzić niepokój. Już kilka lat temu pojawiały się sygnały ostrzegawcze: pod koniec 2019 roku brakowało 89 milionów na pensje dla nauczycieli, a pod koniec następnego roku Kraków miał trudności z zapłatą za funkcjonowanie komunikacji miejskiej. Ta sytuacja utrzymuje się do dziś. Prognozy na koniec 2023 roku wskazują, że dług Krakowa może osiągnąć 6 miliardów złotych. To oznacza, że na każdego mieszkańca przypadałoby zadłużenie w wysokości 7475 złotych. Warto jednak dodać, że jest to scenariusz optymistyczny, ponieważ miejskie spółki również zaciągają długi, które według przepisów nie muszą być wliczane do ogólnego obciążenia miasta.
Ograniczone środki finansowe są też widoczne w tegorocznym budżecie miasta. W momencie jego opracowywania już wiedziano, że zabraknie ponad miliarda złotych, co zmusiło do sięgnięcia po kredyty i obligacje. Prezydent Majchrowski twierdzi, że na finansową kondycję miasta wpłynęły takie czynniki jak pandemia, inflacja, konflikt zbrojny na wschodniej granicy oraz zmiany w przepisach, które miały skutkować zmniejszeniem budżetu miasta o 440 milionów złotych w 2022 roku.
Problemem jest fakt, że prezydent Majchrowski i jego urzędnicy od lat planują wydatki przekraczające możliwości finansowe miasta, a na ich realizację zaciągają kolejne pożyczki.
Mimo wielu obaw i zastrzeżeń, radni miejski podczas ostatniej sesji wyrazili zgodę na zaciągnięcie kolejnego kredytu, tym razem na kwotę 230 milionów złotych.